![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4xMiDXTylRfxltkvEdFUFJ7FrGrUofL2cv1FbGYkAe2pGBSDebm3It4iqfsPUglrhF-RHYgZ6tS81oBGqLpQ-olqSJN54AIsGcQkFPQrqGN_HmF0Ag_2SKQOcAsSuPgrcBq10hYti_iOV/s400/liniezolteroze.gif)
O zmierzchu, Bolesław Leśmian
Słońce zgasło. O, jakże zwinne są i młode
Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą!
Po wargach twoich dłonią, kształt czującą, wiodę,
Jak po koralach, morzu wydartych przed chwilą...
Spleć stopy, przymknij oczy - i nazwij to cudem,
Żeśmy razem, dalecy od dziennego znoju!
Jakże łatwo zwiać szczęście, z takim oto trudem
Rozniecone w ciemnościach twojego pokoju!
Łatwiej, niż rozpleść złotą warkocza zawiłość,
Niepojętą dla zmierzchów, co zgadnąć nie mogą,
Czemu te słowa: cisza i wieczór i miłość -
Napełniają mi serce zabobonną trwogą?...
Czemu ciebie. poległą snem na mej rozpaczy,
Pieszczę tak. jakby w szczęścia przepychu dostatnim
Każdy mój pocałunek miał być już - ostatnim...
Słońce zgasło... O, błagam, nie całuj inaczej !...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz