Dołącz Do Nas Na Forum / Join Us On Board

niedziela, 25 stycznia 2009

Bajka gruzińska: O biedaku i trzech owocach granatu


Było to albo nie było – dawno temu żył sobie pewien biedak. Niczego nie miał – ani domu, ani zagrody. Co więc miał począć? Poszedł do lasu, zbudował sobie chatkę z gałęzi i w niej zamieszkał.

Bywało, że zebrał naręcze chrustu, zanosił do miasta, sprzedawał, kupował kawałek chleba i z tego żył.

Jednego razu wybrał się do miasta z naręczem drew. Drwa sprzedał, kupił chleba, wraca do domu. Chleb schował za pazuchę i zmarznięty, kuląc się z zimna wlecze się do swej chaty.

A droga prowadziła obok carskiego pałacu. Zobaczyła biedaka przez okno carska córka i mówi do ojca:

- Ojcze, popatrz, diabeł idzie!

Spojrzał ojciec i widzi – nie żaden diabeł idzie, lecz ubogi człowiek. Rozzłościł się na córkę:

- To wcale nie diabeł, to człowiek!

- Wcale nie, jaki tam człowiek, taki czarny i obszarpany – upiera się córka – to diabeł, diabeł!

Posprzeczali się z córką. Wreszcie ojciec rozgniewany krzyknął:

- Za karę zostaniesz jego żoną, a jeśli odmówisz – skrócę cię o głowę.

Przelękła się carska córka. Pomyślała, że mimo wszystko lepiej wyjść za mąż za biedaka, niż oddać głowę pod topór. Zebrała carówna trochę rzeczy w tobołek, pobiegła za biedakiem i woła:

- Hej, człowieku, zaczekaj!

Odwrócił się biedak, lecz nie mógł uwierzyć, że taka piękność go woła; poszedł więc dalej, nie oglądając się za siebie.

Wszedł biedak do swej chaty, a carówna za nim. Pyta biedak:

-Po coś tu przyszła?

-Po to, żebyś się ze mną ożenił – odpowiada

Przestraszył się biedak, po co mi taka żona, jakże ją żywił będę? Mówi zatem:

- Widzisz, jak żyję: sprzedam naręcze chrustu, kupię okrajec chleba. A ciebie czym nakarmię?

Zarówna na to:

- Mam ja chustkę, którą sama utkałam, warta jest pięćset rubli, cena jest na niej wytkana. Weź tę chustę, zanieś na jarmark. Jeśli trafi się kupiec i spyta o cenę, odpowiedz: cena na niej wytkana. Chustkę sprzedaj i przynieś pieniądze.

Wziął biedak chustkę i poszedł na jarmark.

Wtem podchodzi do niego kupiec i pyta o cenę chustki.

- Cena na niej wytkana – odpowiada biedak. Spodobała się chusta kupcowi.

- Chodźmy, odliczę pieniądze w domu – powiada.

Zaprowadził biedaka do domu, pięćset rubli odliczył, dał jeść i pożegnał.

Przyniósł biedak pieniądze do domu.

Utkała carówna drugą chustę i taką samą cenę na niej wytkała. Dała chustę mężowi i rzecze:

- Te chustę też zanieś na jarmark.

Wziął biedak chustę i poszedł. Nosi chustę, nosi, w żaden sposób sprzedać nie może. Aż tu nagle podchodzi jakiś nieznajomy i mówi:

- Pieniędzy nie mam, ale jeżeli chcesz, kupie od ciebie tę chustę za trzy mądre rady.

- Nie – odparł biedak – za rady nie sprzedaję. – Po czym wrócił z chustą do domu.

Żona pyta:

- Czy ktoś pytał o chustkę?

- Pytał, ale chciał ja kupić za trzy mądre rady, więc nie sprzedałem – odpowiada mąż.

Rozgniewała się żona:

- Idź natychmiast na jarmark, odszukaj tego człowieka i oddaj mu chustkę za jego trzy rady.

Wrócił biedak na jarmark. Szuka, szuka nieznajomego, nareszcie znalazł i mówi:

- Oddam ci chustę za twoje trzy rady.

- Chodźmy więc – odparł nieznajomy.

Zaprowadził go do swojego domu i rzecze:

- Po pierwsze – nie mów niczego bez zastanowienia – najpierw pomyśl, dopiero mów. Po drugie – gdybyś nasłuchał się o kimś strasznych rzeczy, cokolwiek powiedzą, ot, na przykład, że ten ktoś chce ciebie zabić – powściągnij swój gniew i nie zabijaj go, lecz pierwej dobrze się upewnij, czy to prawda. Po trzecie – gdybyś znalazł się nad rzeką i podszedłby do ciebie jakiś człowiek, pytając, czy w tym miejscu jest bród, nie wolno ci od niechcenia powiedzieć „jest”, gdyż człek ów pójdzie i niechybnie utonie; powinieneś wtedy powiedzieć: nie wiem, bracie, lepiej sam sprawdź. Otóż i moje trzy rady.

Tak nieznajomy wynagrodził biedaka i pożegnali się.

Przyszedł biedak do domu i opowiedział żonie, jakie trzy rady otrzymał od nieznajomego. Wysłuchała żona męża i mówi tak:

- Zapamiętaj dokładnie wszystko, cos usłyszał, na pewno się przyda. A teraz dobrze by było, gdybyś znalazł jakąś pracę. Popracujesz, przyniesiesz nieco grosza, to kupimy uprząż, woły i zaczniemy jakiś godziwsze życie.

Wyruszył biedak do miasta. Po drodze spotyka trzech kupców:

- Dzień dobry! – mówią kupcy.

- Dzień dobry! – odpowiada biedak.

- Zgodziłbyś się do nas na parobka?

- Czemu nie, chętnie.

- Jaką chcesz roczna zapłatę?

- Sześćdziesiąt rubli.

Zapłacili mu kupcy za rok z góry.

- Oto twoje pieniądze, poślij je do domu.

Wziął biedak pieniądze i posłał do domu przez swego ziomka, a sam powędrował z kupcami. Szli przez trzy dni i trzy noce, nie napotykając nigdzie wody. Dopiero gdy wspięli się górską ścieżyną, za górą, na dnie wąwozu zobaczyli źródło.

Dali kupcy parobkowi dzban i rzekli:

- Idź do wąwozu po wodę.

Wiedzieli, że posyłają go na śmierć – biedak miał zginąć dla jednego dzbana wody.

Podchodzi biedak do źródła, patrzy – stoi tam urodziwy rycerz, cały w zbroi i z orężem, zabawia się z żabą.

Zobaczył rycerz biedaka i rzecze:

- Hej, bracie, powiedz, kto ładniejszy – ja czy ta żaba?

A żaba podskakuje na jego ramieniu, bawi się.

Już miał biedak powiedzieć, co mu się na język nawinęło, gdy przypomniały mu się słowa nieznajomego – nie mówić niczego bez zastanowienia; zamyślił się, cofnął się nawet o trzy kroki. Nagle przeląkł się – a co, jeśli…jeśli rycerzowi nie spodoba się, kiedy powiem, że jest piękniejszy od tej żaby i mnie zabije? Nie, w tym na pewno jest jakiś podstęp!

A rycerz ponagla:

- Mówże, czego milczysz?

Myśli biedak: coś tu nie tak – lepiej powiedzieć na odwrót, niż się z pozoru wydaje. To pomyślawszy, odpowiada:

- Żaba jest ładniejsza!

Na taką właśnie odpowiedź czekał rycerz. Ledwie zdążył biedak wymówić te słowa, gdy żabia skóra pękła i z jej wnętrza wyszła dziewczyna o najcudniejszej urodzie pod słońcem.

Uradował się piękny rycerz, całuje, ściska biedaka.

- Iluż ludzi zgładziłem nad ta wodą, by wreszcie taką dopowiedź usłyszeć i cudowną dziewczynę od złego zaklęcia uwolnić! Idź teraz i powiedz wszystkim: dostęp do wody jest wolny, odchodzę stąd na zawsze.

Podarował rycerz na pożegnanie biedakowi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas kobiecy i rzekł:

- Weź te owoce granatu – przydadzą ci się. A jeśli masz żonę, niech założy na siebie ten pas – urodzi złotowłosego syna.

Pożegnał się rycerz z biedakiem i odszedł ze swoja cudną dziewczyną. A biedak zawiną w gałganek trzy owoce granatu i złocisty pas i odesłał zonie przez swojego ziomka, sam zaś napełnił dzban wodą i zaniósł kupcom. Zdziwili się kupcy, że wrócił żywy i pytają:

- Był tam kto nad wodą czy nie?

- Był, ale odszedł – odparł biedak – teraz można brać wodę.

Wszyscy biedaka ściskają, nadziwić się nie mogą:

- Cóż takiego mu powiedziałeś, że drogę do źródła otworzył? Od ilu to już lat brakuje nam wody.

Tymczasem ziomek biedaka odniósł jego żonie całe zamknięte w gałganek bogactwo.

Rozłamała żona jeden owoc granatu i wnet z jednej połowy wyrosło piękne miasto z pałacami i ogrodami. Wypuściła na pola tabuny koni, stada owiec, bawołów, najęła pastuchów. Żyje sobie dostatnio i czeka na męża. Biedak odpracował rok u kupców. Ci dodali mu za dobrą służbę pieniędzy i zwolnili do domu. Nie potrzebny był im więcej parobek: droga do wody była wolna, a dotychczas tylko dla zdobycia wody najmowali parobków.

Poszedł biedak do domu, szuka w lesie swej plecionej chatki. Idzie, patrzy – wkoło pasą się liczne stada bawołów.

- Czyje to stada? – pyta biedak pastuchów.

W odpowiedzi otrzymał swoje własne imię.

Obraził się, a nawet rozzłościł – myślał, że naśmiewają się z niego, lecz nic nie powiedział i powędrował dalej.

Po drodze napotkał stada owiec, pyta do kogo należą i znów słyszy w odpowiedzi swoje imię.

Przychodzi biedak do lasu, patrzy – nie ma już jego plecionej chatki, za to na jej miejscu ogromny pałac stoi.

Zamyślił się biedak. Wszedł na dziedziniec.

- A gdzie jest kobieta, która tu mieszkała? – pyta, wymieniając imię swojej żony.

- O nasza panią pytasz? – dziwią się ludzie – jest u siebie w pałacu.

Biedak aż zaniemówił ze zdumienia, pojąć nie może, co się stało. Zaroiło się wszędzie od sług, pytają, czego potrzebuje, czy nie szuka pracy, czy nie zgodziłby się pójść za parobka?

- Zgoda – odpowiada – chętnie.

Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, podniósł się gwar. Jedni mówią:

- Nie przyda się nam

A drudzy:

- Przyda się.

Wreszcie pewien staruszek-gęsiarz powiada:

- Wezmę go do pilnowania gęsi.

I tak biedak najął się do pracy na dworze swej żony.

Minął miesiąc – biedak pracuje, gęsi pasie. Aż pewnego dnia tak rzecze do staruszka-gęsiarza:

- Chciałbym zobaczyć się z nasza panią.

- Ha, ja sam nie śmiem pójść do niej – odpowiada starzec – może lepiej posłać do niej dziecko?

Posłano więc dziewczynkę, nakazując:

- Powiedz naszej pani, że pewien człowiek już miesiąc pracuje u nas i bardzo chciałby się z nią zobaczyć.

Dziewczynka poszła do władczyni i wszystko powtórzyła.

Wyszła pani na balkon, myśli – kto wie, może to mąż wrócił? Kazała więc sługom prowadzić go do siebie. Idzie biedak, nie wie, co będzie.

Carówna spojrzała z góry i rozpoznała męża. Przyniesiono biedaka przed oblicze władczyni. Ona zaś odesłała wszystkie sługi, męża ubrała, wystroiła. Potem wzięła go pod rękę i wyszli ku ludziom.

Przelękli się słudzy, gdy okazało się, że to we własnej osobie ich gospodarz. Wypędzi nas wszystkich – myślą. On tymczasem wcale się nie gniewa, nikogo nie wypędza. Chodzi, ogląda komnaty.

Wtem patrzy: w jednej z komnat huśta się kołyska, a w niej złotowłosy chłopak. Widząc to, biedak zapałał gniewem, chwycił kindżał, chce zabić niewierną żonę, gdy raptem przypomniał sobie sowa nieznajomego – pierwej niżeli w gniewie kogoś zabić, należy się zastanowić. Zamyślił się biedak i przypomniał sobie, jak to ów pas sprawił, że urodził się złotowłosy chłopczyk.

Przyszła żona i mówi:

- Na to wszystko zapracowałeś sam: pamiętasz, jak przysłałeś mi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas? Całe to miasto, pałac – wszystko, co widzisz, zbudowałam tylko z połówki jednego cudownego granatu. Reszta granatów pozostała nietknięta. Są tak drogie, że nikt nie zdołałby przeliczyć ich na pieniądze.

Uradował się biedak. Odtąd życie małżonków płynęło beztrosko i szczęśliwie.

Mówi raz żona:

- Zaproś mego ojca.

- Dobrze – odpowiada mąż.

Wyprowadzono z tabunu białego wierzchowca, srebrnym siodłem go osiodłano, srebrną uprząż założono, sługę w białą czerkieskę wystrojono i polecono zaproszenie ojcu-carowi przekazać. Przestrzeżono też posłańca tymi słowy:

- Nie przyznawaj się w drodze nikomu, nawet samemu carowi, żeś naszym sługą. Powiedz tylko: twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.

Przybywa sługa do cara i mówi:

- Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.

Car tylko się roześmiał i odpowiada:

- Nie wstyd takiemu jak ty zuchowi przekazywać polecenia tego nieszczęsnego żebraka? Jak on ośmiela się mnie, cara, w gości prosić?

Pojechał sługa z powrotem, opowiedział, jak przyjął go car.

Nazajutrz wyprowadzono z tabunu bułanego wierzchowca, siodłem złotym osiodłano, sługę w złoty strój przyodziano i wysłano do cara.

Przybywa sługa do cara i mówi:

- O, wielki carze! Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.

Mówi carowa do cara:

- Pojedźmy, zabierzmy swoje sługi, jadło, wywołamy go z domu, damy trochę pieniędzy – mimo wszystko jest naszym zięciem.

Sługa wrócił do pałacu i powtórzył gospodarzom to, co usłyszał.

Jedzie car, widzi stada owiec i pyta:

- Czyje to stada?

Wypowiedziano imię jego zięcia.

Jedzie dalej, patrzy – pasą się tabuny koni. Pyta:

- Czyje to tabuny?

I znów usłyszał imię swego zięcia.

Car ogarnął wzrokiem tabuny wzrokiem, po czym kazał wyrzucić wszystko jadło, które wzięli ze sobą, zawrócił służbę i rzekł:

- Widać wzbogacił się mój zięć, wstyd byłoby jechać do niego ze swoim jadłem i służbą.

Przyjechał car na miejsce, patrzy – a tu cudowne miasto wzniesione, pośrodku miasta – pałac, a po pałacowym balkonie córka z zięciem spacerują.

Weszli car z carową do pałacu, córkę i zięcia ściskają, całują…

Pyta córka:

- Czeluście od razu nie przyjechali, czyżbyście się nas wstydzili?

Przeszli do Sali jadalnej: stół zastawiony mnóstwem wyśmienitych potraw, i to takich, o jakich carowi nawet się nie śniło.

Po obiedzie córka mówi do ojca:

- Rozmień nam pieniądze.

- Przyniosła dwa i pół granata i rzecze:

- Oto one. Rozmień je, jeśli możesz.

Na dwa granaty od biedy starczyło carowi, ale połówki rozmienić nie zdołał.Pobłogosławił car swojego zięcia, ofiarował mu złoty łańcuch i osadził na tronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz